sobota, 5 maja 2012

Wyrok na Galileusza – czy słuszny?






Część I. Konteksty.

            Trudno wyrokować w sprawie, w której wyrok już zapadł. Okazuje się jednak, że – w zależności od płaszczyzny, na której go rozpatrujemy – możemy spróbować poddać go „kasacji”.

            Symboliczna, bo wcale nie najbardziej drastyczna w swym przebiegu sprawa Galileusza staje się punktem wyjścia w rozmowie na temat relacji wiary i nauki w ogóle.

            Nie tylko świat, ale i filozofia do czasów nowożytnych stanowiły swego rodzaju universum unum – monolit, w którym trudno z chirurgiczną precyzją rozdzielić sprawy wiary i dnia powszedniego, sprawy polityki i nauki. Pokutuje przy tym często obraz średniowiecza jako okresu, w którym życie naukowe było – przynajmniej – stłamszone przez religię. Tymczasem wiemy, że życie akademickie i naukowe – także w dzisiejszym rozumieniu rozpoczęło się właśnie z inicjatywy ludzi Kościoła. Jeśli średniowieczny Kościół miał zamiar zahamować rozwój nauki, to z pewnością popełnił kolosalny błąd, tolerując instytucję uniwersytetu.[1]

                    Z chwilą wyłonienia się nowożytnych nauk metodologicznych w tym jednolitym dotąd świecie pojawia się szczelina, która z upływem wieków zaczęła się rozszerzać powiększając dystans między światem wiary i światem nauki.

            Wydaje się, że filozofia wczesnonowożytna zaczęła jakby podkopywać scholastyczne podstawy, a kartezjański sceptycyzm odseparował Boga Objawienia od Boga filozofii i tym samym stworzył filozoficzne podwaliny autonomii nauki. Okazuje się jednak, że było inaczej. Mechanicystyczna filozofia XVII w. wcale nie eliminowała potrzeby wyjaśnień teologicznych. Bóg stworzył materię i wprawił ją w ruch.[2] – tak wówczas postrzegano.

            By to lepiej zrozumieć należy przyjrzeć się ówczesnemu znaczeniu słowa „nauka”. To, co dla nas dzisiaj jest zrozumiałe pod tym pojęciem dawniej definiowane było raczej jako „filozofia naturalna”. Z tym, że jako dyscyplina zajmująca się bytami materialnymi nie pomijała bynajmniej kwestii stworzenia świata przez Boga, odnajdywała na przykład dowody na Boży plan we wszechświecie. Filozofia naturalna uwarunkowana była założeniami teologicznymi, a jej wnioski dotyczyły ważnych kwestii teologicznych.[3]

Wypowiedzi, które dziś sklasyfikowalibyśmy jako wyłącznie naukowe, nieuchronnie pociągały za sobą konsekwencje w filozoficznym pojmowaniu świata.      

Trzeba jednak zaznaczyć kontekst reformacji, jako ruchu, który choć nie mając antyreligijnych aspiracji pierwszy na taką skalę podważył autorytet Kościoła w sprawach wiary. I działo się to niespełna stu letnim wyprzedzeniem, jeśli idzie o pierwsze badania Galileusza, więc stanowiło – patrząc z szerszej perspektywy swoiste novum mające wpływ na mentalność. Nie mniej jednak cały czas był to świat, który usilnie pytał o Obecność Bożą i o miejsce wiary w życiu człowieka. Nowe pojmowanie praw natury, oraz omawianie zakresu i granic ludzkiego poznania – wszystko to nosiło cechy religijnego zaangażowania i było uwarunkowane założeniami teologicznymi.[4] W takim świecie wyrastał Galileo Galilei.





[1]    M. H. Shank, O tym, że Kościół Chrześcijański w średniowieczu hamował rozwój nauki, w: Wyrok...,
           s. 40.
[2]    M. J. Osler, O tym,że rewolucja naukowa wyzwoliła naukę spod wpływu religii, w: Wyrok na Galileusza, Warszawa 2010, s. 136.
[3]    Tamże, s. 133.
[4]    Tamże, s. 134.