fragment pracy na zaliczenie z chrystologii, dzielę się bo mi się podoba
Dziś
bez odpowiedniej wiedzy i osadzenia w kontekście religijności
hebrajskiej odczytujemy słowa apologii własnej Jezusa już przez
kalkę czasu, który minął od Jego męki, śmierci i
zmartwychwstania. Wiemy jakie zarzuty przeciwko Wcieleniu Boga
formułowano na przestrzeni wieków i jaką drogą Kościół
amortyzował także pojawiające się systematycznie herezje na temat
natury i tożsamości Jezusa. Każda taka konfrontacja rozegrana
przez Kościół zwycięsko owocowała przepracowaniem prawd wiary i
ukonstytuowaniem ich w dogmat. Każdorazowo działo się to w
odniesieniu do fundamentu wiary jakim jest Słowo Biblii – Słowo
samego Boga. W tym kontekście słowa apologi własnej Jezusa są nam
niezbędnie potrzebne i dziś, by przypadkiem nie zapędzić się w
kozi róg mówienia o Nim, bez Niego – bez posłuchu dla tego, co
chce powiedzieć nam główny zainteresowany.
Z drugiej jednak strony pogłębianie znajomości kontekstu, w którym
zostały wypowiedziane słowa obrony może pomóc nam i dziś w
twórczym zaadaptowaniu nauki Mistrza z Nazaretu i właściwym
zaaplikowaniu ich także niewierzącym. Słowo Jezusa JA JESTEM
wypowiedziane w noc pojmania powaliło na ziemię oprawców – siła
zatem apologii Jezusa to nie zwyczajna siła argumentu.
Dlatego
miłuje Mnie Ojciec, bo Ja życie moje oddaję, aby je potem znów
odzyskać. Nikt Mi go nie zabiera, lecz Ja od siebie je
oddaję. Mam moc je oddać i mam moc je znów
odzyskać. Taki nakaz otrzymałem od mojego Ojca
(J 10, 17–18). Słowa te wypowiedziane przez Jezusa są wyrazem
Jego panowania nad sytuacją także w momencie męki i śmierci. Tak
jest gdy Jezus staje przed Piłatem: Nie miałbyś żadnej
władzy nade Mną, gdyby ci jej nie dano z góry (J
19:10). Skazujący Jezusa tylko
pozornie są scenarzystami wydarzeń. Skąd takie przekonanie u skazańca? Dylemat można ten rozstrzygnąć dwojako, albo był
szaleńcem, albo – jeśli mówił prawdę – panował nad
rzeczywistością dużo głębiej niż się wtedy wszystkim
wydawało, a więc był Bogiem. Uderza w tych sytuacjach głęboka
wolność Jezusa jako osoby – pomimo świadomie przeżywanej trwogi
konania już w Getsemani.
Temu,
kto nie kwestionuje autentyczności zapisu czwartej ewangelii
uderzająco musi przemawiać fakt niezłomności ducha Jezusowego w
tak granicznym momencie. Także brak jakiejkolwiek agresji czy
szarpaniny ze strony Nazarejczyka z punktu widzenia nauk
psychologicznych świadczy o głębokiej determinacji i poczuciu
celowości cierpienia, oznacza panowanie nad lękiem, ostatecznie
przezwyciężenie go. Dlatego ten obraz uważam za dobry punkt
wyjścia we współczesnej debacie nad tożsamością Jezusa.
Świat
dziś kocha ludzi mocnych witalnie i intelektualnie. Także w
poszukiwaniach duchowych i swoistej emigracji ku religijności
Wschodu tak naprawdę poszukuje pewnego rodzaju mocy, lub
przynajmniej poczucia, że nad rzeczywistością – niezależnie od
rozpatrywanej płaszczyzny – można zapanować. Jednocześnie
nieuchronnie ten sam świat kapituluje w obliczu śmierci, choroby,
klęsk i wszelkiego rodzaju cierpienia, któremu nie da się zapobiec
przez współczesne – nie tylko farmakologiczne - medykamenty. A
zatem jeśli tylko ktoś zgodzi się na uznanie tej prawdy musi uznać,
że nasz świat potrzebuje właśnie takiego kogoś jak Jezus –
potrzebuje właśnie takiego Boga, który nie zmienia rzeczywistości
magicznie i bezboleśnie. Który nie jest tak groteskowo silny
jak pogańscy bogowie. Który nie bawi się wichurą i żywiołem, by
coś komuś udowodnić. Lecz schodzi sam na dno kary i cierpienia,
nie tylko po to, by przemienić je od wewnątrz. Także po to, by
pokazać człowiekowi do czego jest zdolna prawdziwa miłość.
Oczywiście
to wszystko nie mieściło się w głowie uczonym w Piśmie.
Oczywiście Ten 'słaby' Bóg nie pasuje kompletnie dziś do dążeń
człowieka by być 'fit & healthly'. I tak samo oczywiście tylko
On może być panaceum na tą łudzącą 'wolę mocy', która
oszukuje kolejne pokolenia swoich ślepych zwolenników.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz