Charyzmat
Ojca Ignacego Posadzego – współzałożyciela Towarzystwa
Chrystusowego dla Polonii Zagranicznej na tle czasów, w których
powstawało Zgromadzenie.
W najnowszym okresie dziejów Polski nie ma
chyba innego czasu tak bardzo twórczego jak Dwudziestolecie
międzywojenne. Historia II Rzeczpospolitej to moment heroicznego
wkładu milionów Polaków nie tylko w odbudowę związanej ponad
stuletnią okupacją Ojczyzny, ale także czas niezwykle obfitujący
w nowe przedsięwzięcia. Biorąwszy pod uwagę fakt, że organizm
państwowy zrekonstruowany, czy też powstały na nowo w
błyskawicznym tempie - zmartwychwstał niczym Feniks z popiołów
można zaryzykować stwierdzenie, że zjawisko to nie ma precedensu
także w skali światowej.
Obecnie zauważyć można nowe i odświeżone
zainteresowanie trwającą zaledwie dwadzieścia lat epoką, która
swym zaistnieniem – być może – stworzyła kręgosłup,
pozwalający przetrwać Polsce całą XX-wieczną zawieruchę. Pod
względem swego dynamizmu jest to w mojej opinii jedna z ciekawszych
chwil naszej historii. Ów dynamizm nie byłby jednak z całą
pewnością możliwy gdyby nie 123 letni trwały i nieugięty wysiłek
zachowania nie tyle struktur władzy ile kultury i mentalności
polskiej. W tyglu zaborczych doświadczeń wykuty został kruszec
niezłomnej woli – tylko tak zahartowane społeczeństwo, czy
Naród, mógł stawić czoła temu zadaniu.
Krystalizujący się po roku 1920 porządek
instytucji państwowych wymagał także zmierzenia się z kwestią
wiary i religijności na terenach Rzeczpospolitej – od wieków
słynącej z wolności religijnej. Nowym kontekstem zdawało się
jednak zdecydowane wysunięcie na prowadzenie katolicyzmu, który w
czasie zaborów stopniowo zaczął być utożsamiany z ostoją
polskości. Rozmowy nad konkordatem przerwano wprawdzie w roku 1923
na skutek nieporozumień wokół zwrotu dóbr zagrabionych Kościołowi
przez zaborców. Ostatecznie jednak strona rządowa podpisała w
Watykanie w roku 1925 korzystny dla strony kościelnej konkordat.
Międzywojnie to dla Kościoła także czas
wybitnych postaci takich jak: kard. Dalbor, kard. Sapiecha, kard.
August Hlond, o. Maksymilian Maria Kolbe ze swoim Niepokalanowem i
wielu, wielu innych. Należy także pamiętać, że pokolenie
wychowane między dwiema światowymi wojnami to późniejsi
świadkowie wartości i częstokroć męczennicy za wiarę i wolność.
To przecież wtedy kształtowały się sumienia 108 polskich
męczenników.
Cały ten okres – niezwykle płodny w wielu
dziedzinach – wyrzeźbił zręby pokolenia, które stawiło czoła
dwóm wielkim totalitaryzmom i przyczyniło się – choć może już
pośrednio – do moralnego zwycięstwa nad komunizmem. Także dziś
– szukając kształtu dla III, czy IV już Rzeczpospolitej
środowiska prawicowe często odnoszą się do dziedzictwa
międzywojennego. Ten właśnie kapitał stworzył podatny grunt dla
nowych i dawnych organizacji o charakterze religijnym czy
narodowościowym – te właśnie dwa nurty stapiają się
przedziwnie w postaci i charyzmacie Ojca Ignacego Posadzego.
Etos bowiem tego czasu – mam wrażenie –
silnie wyciśnięty został w charyzmacie zarówno Towarzystwa
Chrystusowego jak i Sióstr Misjonarek dla Polonii. Założycielem
obydwu Zgromadzeń był właśnie o. Ignacy Posadzy. Kapłan urodzony
na przełomie XIX i XX stulecia w Szadłowicach, na ziemi
kujawskiej, na terenie zaboru pruskiego.
Kim był – jak go określił Ojciec Święty
Jan Paweł II – człowiek
ukształtowany przez łaskę?
Troskliwy Ojciec zakonnych wspólnot, które założył, wciąż
tak mało znany szerszym kręgom wiernych. Czy był autentycznym
prorokiem? Czy ma nadal coś do powiedzenia Polskiemu
Kościołowi?
Urodzony w głęboko religijnej rodzinie Jakuba
i Katarzyny Posadzych otrzymał nie tylko wychowanie w duchu
religijnym, ale i patriotycznym. Jego losy od dzieciństwa były
splecione z losem Ojczyzny – już jako dziecko brał udział w
czynnym oporze uczniów przeciw germanizacji. Jako studiujący kleryk
spotyka się z trudnym losem Polaków wyjeżdżających na "saksy".
Wrażliwy młodzieniec postanawia wówczas, że czas wolny już jako
kapłan będzie poświęcał na pracę duszpasterską na rzecz
Rodaków na emigracji.
Opatrznościowy charyzmat ks. Posadzego zbiegł
się z myślą ks. Prymasa kard. Augusta Hlonda, który od dłuższego
czasu nosił się z zamiarem organizacji duszpasterstwa polonijnego
przy udziale nowego zgromadzenia zakonnego, które dla swoich
członków miało być oparciem duchowym i zapleczem materialnym
misji.
Taka też była intuicja Kościoła w obecnym
czasie – do opieki nad migrantami zachęcali już papieże Leon
XIII i Pius X. Prawną podstawę duszpasterstwo emigracyjne otrzymało
w odnowionym Kodeksie Prawa Kanonicznego, w którym swoistą
nowością była możliwość tworzenia parafii personalnych dla grup
narodowościowych. Szczególnie tę sprawę podjął Kościół w
Polsce już w 1928 roku tworząc prekursorską Komisję do spraw
duszpasterstwa emigracyjnego, której pierwszym przewodniczącym
został właśnie Prymas August kard. Hlond – w 1931 roku otrzymuje
on od Stolicy Apostolskiej tytuł Protektora Wychodźstwa Polskiego.
Równolegle prowadząc zabiegi w Stolicy Apostolskiej Prymas
dwukrotnie posyła Ojca Ignacego w podróż, która ma służyć
zbadaniu rzeczywistych potrzeb Polonii, a jednocześnie być
choć znikomą pomocą w morzu potrzeb.
W latach 1929 i 1931 ks. Ignacy Posadzy
odwiedza zatem Brazylię, Argentynę i Urugwaj. Obdarzony także
talentem literackim i redaktorskim Posadzy nadsyła publikowaną w
"Przewodniku Katolickim" korespondencję – barwnie
opisując spotkania i problemy Polonii.
W sierpniu 1931 roku o. Ignacy składa
Prymasowi wizytę w Domu Prymasowskim w Poznaniu i relacjonuje
przebieg wizyty w Ameryce Południowej. Po drugiej podróży
otrzymuje od Ks. Kardynała propozycję założenia specjalnego
zgromadzenia dla emigrantów. Wypowiada wówczas Ojciec –
otrzymując trzy dni do namysłu i nie bez zmagania - swoją
aprobatę. Już za rok na jego barkach spocznie obowiązek
organizacji nowego dzieła. Przez ów rok ks. Ignacy Posadzy zbiera
nie tylko siły duchowe, ale i cenne informacje, i środki mające
zapewnić materialny start Towarzystwa – które w planach Prymasa
nosiło jeszcze nazwę Kanonicy Regularni Grobu Pańskiego. Krąży
opowiadanie, że na zmianę tej decyzji miał wpłynąć Ignacy
Paderewski, który zażartował, że teraz gdy Polska zmartwychwstaje
niepodobna zakładać zgromadzenia o takiej nazwie. Ostatecznie po
małych jeszcze perturbacjach w roku 1933 nazwę Zgromadzenia
zamieniono najpierw na Towarzystwo Chrystusa Uchodźcy, by poprzestać
na Towarzystwie Chrystusowym dla Wychodźców.
Jak pisze ks. Wojciech Necel – kapłan
Towarzystwa Chrystusowego – Początki
odczytywania założycielskiego daru tak jak u kard. Hlonda tak i u
ks. Posadzego łączyły się niewątpliwie z doświadczeniem
obcości. Dla obu troska o dobro duchowe polskich emigrantów
wyrastała z ich wielowarstwowego doświadczenia bycia obcym.
Jedno jest pewne: o. Ignacy nie „uszył”
charyzmatu służby wśród Polonii na własne potrzeby, a Boży plan
działania w wielu punktach go przerastał. Jednak mawiał,
że triumfem
Chrystusa jest dźwigać słabych. I
właśnie tymi słowami Sługa Boży wpisał się w epokowe
dziedzictwo świętych swojego czasu. Czy nie jest to echo małej
drogi św. Teresy od Dzieciątka Jezus, z którą Ojciec
(rodząc się w 1898 roku) dosłownie minął się na ziemi? Czy te
słowa w wyjątkowy sposób nie rezonują z prawdą o
niezgłębionym Bożym Miłosierdziu, którą to ogłosiła światu
św. siostra Faustyna? W
swoim właściwym i pełnym kształcie Miłosierdzie objawia się
jako dowartościowywanie, podnoszenie w górę, wydobywanie dobra
spod wszelkich nawarstwień zła, które jest w świecie i w
człowieku – powiedział
Jan Paweł II podczas ostatniej pielgrzymki do Polski w 2002 roku,
sam uczynił on naukę o Bożym Miłosierdziu koroną swojego
pontyfikatu. Wszyscy oni zdają się, więc mówić jednym głosem.
W charyzmacie Posadzego jest jednak pewien rys specyficzny,
którym do dziś naznaczone są życie i służba chrystusowców i
"szarych szeregów" sióstr misjonarek… Wszak niedola
człowieka zawsze porusza Boga do głębi, zawsze woła o Jego
bliskość. W duchowej trosce o. Ignacego o Polskich emigrantów jest
coś z tego samego wzruszenia, które znamy z kart Ewangelii,
kiedy Miłosierny Samarytanin spieszy na pomoc nieszczęśnikowi.
Posadzy jakby spojrzał głębiej na nędzę
Polaków opuszczających kraj, zajrzał w samo sedno, przecież: "Kto
zmienia Ojczyznę zmienia nad sobą niebo, ale nie zmienia w sobie
serca". Historia jego życia dowodzi, że Wszechmocny czyni
wielkie rzeczy za pomocą skromnych środków, hojnie obdarowując
tych, którzy Jemu zawierzyli. Żył jako człowiek, osadzony
w konkretnej rzeczywistości, rozpięty między własną
słabością, (o której niejednokrotnie wspominał) a męstwem,
przedziwną odwagą… Człowiek niesiony przez kontynenty, oceany,
by dotrzeć wszędzie tam, gdzie biją polskie serca. Wreszcie
człowiek obdarzony niebywałą pokorą i poczuciem misji, którą
zawsze spełniał w głębokim posłuszeństwie i miłości do całego
Kościoła. Oby
tylko Chrystus był głoszony!
Odczytał
on bezbłędnie swoją życiowa misję zapisał
się w dziejach także jako człowiek o głębokiej wrażliwości
patriotycznej. Kraj
i naród posiadający bardzo silnie ukształtowaną tożsamość
religijną nie mógł nie otoczyć opieką tych, którzy z niego –
z różnych powodów – wyjeżdżają. O
misjonarzy polskich woła i błaga osiem milionów Polaków na
obczyźnie. Czy mogłaby Ojczyzna odmówić opieki duchowej swym
najnieszczęśliwszym dzieciom? –
pisał Ojciec.
U skromnych początków Towarzystwa
Chrystusowego (w 1932 r.) staje, więc o. Ignacy Posadzy jako
pierwszy przełożony generalny i zarazem nowicjusz Zgromadzenia.
Towarzystwo otrzymuje na swój Dom Macierzysty pałac hr. Anieli
Potulickiej w Potulicach. Dobrodziejka będąca już w sędziwym
wieku pragnie przekazać majątek rodzinny na cel, który służyłby
Bogu i Ojczyźnie. Przekazując swoje majętności decyzję w
sprawie użytkowania swoich dóbr przekazała Prymasowi. Towarzystwo
stopniowo gromadzi maturzystów, oraz kandydatów na braci – jako
powołani głosem Ducha Świętego są oni potwierdzeniem charyzmatu
założycielskiego. 16 października 1933 roku – w rok po
zainicjowaniu pierwszego kanonicznego nowicjatu Zgromadzenia o.
Ignacy wraz z grupą współbraci składa na ręce Prymasa swoją
profesję zakonną.
Pierwszy okres wzrostu Towarzystwa trwający do
wybuchu II wojny światowej odznacza się dynamicznym rozwojem, choć
nie pozbawionym trudów – zwłaszcza finansowych. Sytuacja nie była
łatwa jednak Zgromadzeniu udało się uzyskać samowystarczalność
dzięki warsztatom rzemieślniczym i utworzonemu wydawnictwu.
Kamieniem milowym na tym etapie jest rok 1936 kiedy to rozpoczęto
budowę domu głównego Towarzystwa w Poznaniu na Ostrowiu Tumskim.
W przyszłości – i tak jest po dziś dzień – miał się on
stać budynkiem Seminarium Zagranicznego. Przenikliwość ducha o.
Ignacego kazała mu wznosić nie tylko mury. Sukcesywnie wznoszony
był duchowy gmach oparty na skalistych fundamentach, na życiu
duchowym strzeżonym przez bezwarunkową karność wewnętrzną,
żołnierską dyscyplinę w służbie Chrystusowemu Królestwu
i bezgraniczne oddanie się sprawie duszpasterstwa polonijnego.
Młode Towarzystwo – jako dzieło Boże – w
niezwykły sposób oparło się zawierusze wojennej. Sam O. Ignacy
cudem uszedł z życiem z rąk gestapo. Do 1944 istniał jeszcze
klerykat, jednak w tym roku wstrzymano nabór do nowicjatu. Zachowało
się jednak wiele świadectw o niezłomności potulickiego ducha
i wychowanków Posadzego. O bohaterskich braciach zakonnych, którzy
żyjący z konieczności w rozproszeniu za drobne oszczędności
gromadzone mimo biedy i braku środków do życia nadsyłali do
siedziby Towarzystwa paczki. Kilku chrystusowców dobrowolnie
wyjechało też wraz z Polakami wywożonymi na roboty przymusowe do
Rzeszy. Najbardziej heroiczną ofiarę złożył ks. Paweł Kontny,
który oddał życie w obronie kobiet napastowanych przez żołnierzy
radzieckich.
Krótko po wojnie ocaleli powracają do
Poznania i rozpoczynają żmudną odbudowę domu seminaryjnego. Jest
to czas intensywnego formowania ducha chrystusowców. O. Ignacego
Posadzego można określić przełożonym wymagającym, który w
pierwszej kolejności wymagał zawsze od siebie. Dla młodych
kapłanów był nie tylko mentorem, ale i wzorcem osobowości.
Cechowała go przy tym wielka pogoda ducha i wewnętrzny pokój.
Troskę o Towarzystwo rozumiał przede wszystkim w wymiarze duchowym
– odczytać ją można chociażby dzięki lekturze „Listów
okrężnych” rozsyłanych do wszystkich członków Towarzystwa po
roku 1945.
Wielką bolączką o Ignacego w okresie
powojennym była niemożliwość wysyłania duszpasterzy do pracy
wśród Polonii – a był to przecież zasadniczy cel istnienia
Towarzystwa. Powody były oczywiste – nowy układ sił w Polsce był
nieprzychylny Kościołowi. I tym razem okazało się, że Opatrzność
z najgorszej sytuacji może wyprowadzić dobro. Chrystusowcy jako
pierwsi podejmują pracę na parafiach położonych na terenach –
mylnie zresztą - nazywanych ziemiami odzyskanymi. To chrystusowiec
odprawia pierwszą Eucharystię w powojennym Szczecinie. Szybko
powstaje też gęsta siatka parafii obsługiwanych przez członków
Towarzystwa i jest to w jakimś sensie także praca wśród
migrantów i przesiedlonych w ramach Akcji „Wisła” mieszkańców
byłych terytoriów wschodnich Rzeczpospolitej.
Oddany współpracownik o. Ignacego Posadzego –
ks. Florian Berlik napisał tak: Nie
byłoby tego dynamicznego rozwoju, gdyby ks. kard. Założyciel nie
miał przy sobie tak bez reszty oddanego współpracownika, jakim był
o. Ignacy Posadzy. (…)
Z pewnością lata trzydzieste, po tąpnięciu
jakim był kryzys światowy roku 1929 nie były najlepszym momentem
do zakładania czegokolwiek. Wybór diecezji, w której powstała
struktura Towarzystwa paradoksalnie był jednak Opatrznościowy. Na
terenach byłego zaboru pruskiego mimo najsilniejszej walki z
Kościołem ze strony Bismarcka po roku 1918 znajdowała się
największa ilość polskiego duchowieństwa (biorąc pod uwagę
sytuację w innych zaborach), diecezja prymasowska była więc ziemią
najpłodniejszą powołaniowo.
II wojna światowa, mimo oczywistych zniszczeń
i strat w liczebności chrystusowców, zahartowała pierwsze ich
pokolenie i przypieczętowana została nawet ofiara męczeństwa,
które w tajemniczy sposób zawsze przynosi dla Kościoła
owoce.
Okres powojenny naznaczony niepewnością o
dalszą przyszłość dzieła i niemożliwością posyłania
duszpasterzy za granicę wpłynął na odczytanie przez pierwszych
przełożonych potrzeby zaangażowania w rekonstrukcję parafii na
ziemiach zachodnich. Co z kolei też nie pozostało dla Towarzystwa
bezowocne. Stało się cennym laboratorium, w którym z powodzeniem
pierwsze pokolenia chrystusowców zdobywały szlify w służbie
Bożej.
Historia powstania Sióstr Misjonarek –
bratniego Zgromadzenia chrystusowców to temat na osobną analizę.
Już sam fakt czasów powstawania mówi jednak wiele. Koniec lat
pięćdziesiątych w PRL. Chyba nikt poza Ojcem i pierwszymi
siostrami nie wierzył w powodzenie tego dzieła. Nadane
Siostrom Misjonarkom Konstytucje były wzorowane na tych, które u
początku gromadzenia stworzył zakonodawca kard. August Hlond.
Wyrosła na tym samym duchowym pniu rodzina jeszcze za życia
Założyciela musiała sprostać niejednym przeciwnościom.
Najcenniejszą jednak lekcją jakiej udziela
nam Ojciec Ignacy swoją postawą i dynamiczną współpracą z łaską
jest nauka o tym, że nie ma takich czasów, w których nie można by
wypełnić woli Bożej. Historia początków Towarzystwa
Chrystusowego i zakonnego charyzmatu Współzałożyciela – taki
tytuł nadała mu obradująca Kapituła Zgromadzenia – jest
niewątpliwie znakiem Opatrzności Bożej działającej w dziejach
naszego narodu.